Jako syn kamieniarza i akuszerki wyboru wielkiego nie miał. Przynajmniej początkowo.
Droga do armii był oczywista, a formacja dopasowana do klasowego pochodzenia.
Nie wywodził się z totalniej biedoty - wtedy trafiłby na ławkę triery (triera - taki okręt z trzema rzędami wioseł), albo do pospolitej piechoty.
Został hoplitą - ciężkozbrojnym piechurem, któremu mama i papa ufundowali wojskowy ekwipunek na start, bo tak to właśnie działało.
Hełm z ochroną policzków i grzebieniem, ciężka - ośmiokilowa tarcza, 3 metrowa włócznia, miecz, pancerz z brązu i nagolenniki.
W robocie wyglądał więc groźnie i zasłynął jako wojak niezwykle odważny. Nie był jednak "zakutą pałą".
Wszystko wskazuje, że przez prawie 30 lat służby używał głowy do myślenia.
I stał się wzorem idealnego buntownika, przynajmniej taka definicja przychodzi mi do głowy.
Idealny buntownik_czka w firmie, zespole, społeczeństwie, rodzinie, czy związku to:
- Osoba nieagresywna w komunikacji, przedstawiająca swoje poglądy nie po to, by zwrócić na siebie uwagę:"Nie wolno odpłacać krzywdą”.
- Osoba przedstawiająca konkretne rozwiązania zmian i chętna do dyskusji:
„Najlepiej będzie w państwie wtedy, gdy albo filozofowie zostaną królami, albo ci, których dziś nazywamy królami i władcami,
będą się prawdziwie i gruntownie filozofią zajmowali.”
- Osoba pokorna, nie wypowiadająca definitywnych twierdzeń na tematy, na które nie ma pojęcia: "Ja wiem, że nic nie wiem",
- Osoba z pasją, interesująca w rozmowie, z dużym dystansem do siebie "Jestem podobny do sylena albo do satyra, z szerokim nosem i wyłupiastymi oczami”.
Nasz bohater sprzeciwiał się:
- Promowaniu fałszywej mądrości,
- Bezmyślnemu życiu,
- Niesprawiedliwości,
- Konformizmowi i kulturze "potakiewiczów".
Bunt Sokratesa nie był agresywny i nie był w zasadzie buntem, tylko używaniem intelektu w nadrzędnym celu uczynienia życia
bardziej świadomym i sensownym.
Dialog, myślenie krytyczne i poczucie humoru nie pasowały demokracji ateńskiej.
I pewną wiosną trzech gości - Meletos (początkujący poeta, liczący na zyskowny rozgłos), Lykon (najemny krasomówca bez dorobku)
oraz Anytos (obrażony polityk sterujący tematem z tylnego - i w tamtych czasach pewnie kamiennego - siedziska) oskarżyło filozofa o:
- Bezbożność - nieuznawanie bogów, których czci państwo,
- Psucie młodzieży - uczenie własnych dróg myślenia, co drażniło dostojne autorytety i nadwyrężało systemy władzy.
Sokrates nie kwilił, nie błagał o łaskę, mówił w swoim styl, że jest: „bąkiem, którego bogowie przypuścili do Aten, by budził ospałe miasto”
(wybacz, dojaśnię, że nie chodzi o "bąka" w formie, hmm gazu, tylko natrętnego owada).
Po skazaniu na karę śmierci, odmawiał niegodnego zachowania, np. ucieczki, do której namawiali go liczni uczniowie.
31 maja 399 roku przed naszą erą wypił zaordynowaną wyrokiem sądu ludowego miksturę z szaleju jadowitego, czyli cykutę.
Brak lęku przed śmiercią wytłumaczył może najważniejszymi słowami na temat zrozumienia naszego umierania:
„Albowiem śmierć jest dwojaka: albo jest niczym, a wtedy nie ma żadnego odczuwania, albo -
jak się mówi - jest przejściem i przeniesieniem duszy z tego miejsca do innego”.
Niezależność ludzkiego myślenia wymaga nieludzkiej odwagi.
Bartosz Zamirowski
PS
Ostatnie słowa Sokratesa skierowane do jednego z obecnych przy wykonaniu wyroku przyjaciół brzmiały:
„Kritonie, jesteśmy winni Asklepiosowi koguta. Oddaj mu go, nie zapomnij”.
Asklepios był bogiem medycyny, któremu za ostateczne "uzdrowienie"
od życia chciał Sokrates podziękować tradycyjną ofiarą.
Ciekawe, czy mówiąc to mrugnął jeszcze porozumiewawczo do Kritona?
A tutaj wersja do słuhcania i oglądania: