Długo przed powstaniem pisma, wegańskich przepisów oraz Internetu - gdzieś tak 40 tysięcy lat temu prehistoryczni ludzie zaczęli dostrzegać złożoność świata.
Ogarnął ich mały szał intelektualny nazwany ewolucją kulturową górnego paleolitu. Były to czasy, gdzie jedynymi źródłami były zbiorniki wodne.
Dlatego z racji braku jakichkolwiek źródeł naukowych wytłumaczenie skąd się bierz piorun, słońce, rzeka, ogień czy susza - cała ta magiczna rzeczywistość - było tylko jedno.
Bogowie.
I to wielu, specjalistycznych (ten od tego, a tamten od tamtego). Politeizm na całe tysiąclecia załatwił sprawę wyjaśnienia "jak to się wszystko dzieje".
Przy okazji rozwinął cały biznes komplementarny: no bo świątynie, kapłani, datki "co łaska", imprezy suto zakrapiane to winem, to krwią, czy wreszcie
pamiątki z wycieczek - tandetne, choć jeszcze nie z plastiku.
Bez względu na to, czy czytając te słowa projekt twojego świata oparty jest na teizmie (wierzę), ateizmie (nie wierzę) , czy agnostycyzmie (nie wiem).
Rozważ operacyjne zaproszenie do swojego życia grona Bardzo Przydatnych Bogów.
Ich rola jest bardzo prosta i początkowo może się wydawać wprost wredna.
Otóż według nich, jeżeli zdarzają ci się w życiu jakieś przeciwności, coś idzie nie tak, jakaś kolejna kłoda leci ci nie wiadomo skąd pod nogi - to coś znaczy.
To znaczy, że jesteś godny_a, wybrany_a by być poddanym_a takim próbom. A to najwyższy stopień wtajemniczenia.
No wiesz, szkolenia Navy Sealsów, czy morsujący w pocie Instagrama znajomi przy tym to po prostu przedszkole.
Takie metaforyczne zadanie zostało Bogom przypisane przez Stoików, choć nie sposób odnaleźć, który z nich ten konkretny trening mentalny wymyślił.
Bogowie dają ci szansę poćwiczenia charakteru, odporności psychicznej. Wszystko po, to by znosić kolejne wyzwania coraz łatwiej, by żyć bez psychicznego zacierpiania.
Taki reżim prób uodparnia cię, uczy samokontroli i odwagi, bez napotykania trudności nie ma rozwoju.
Trochę łatwiej idzie się przez życie sparując z Bogami, niż narzekając na zły los.
Epiktet porównywał życie do igrzysk, jakby zdając sobie sprawę, że wielkim zaszczytem kiedyś będzie znalezienie w kadrze olimpijskiej.
Masz na to szansę na co dzień.
Moi Bogowie właśnie zesłali solidne łupanie w kręgosłupie, dodatkowo - spryciarze - jeszcze go trochę pokrzywili.
Zaraz wstaję od klawiatury i idę zdać test, nie dam im ani cienia nadziei na wygarną.
Plan na dziś: Bartek 1, Bogowie 0.
Bartosz Zamirowski
A tutaj wersja do słuchania i oglądania: